Po tragedii w Kamieniu Pomorskim
kolejny raz w mediach powraca temat pijanych kierowców. Pojawiają się wszelkiej
maści eksperci od bezpieczeństwa na drogach, a politycy z każdej partii
przedstawiają co rusz nowe pomysły, aby sobie poradzić z ludźmi (przyjmując, że
to są ludzie) wsiadającymi pod wpływem alkoholu za kółko. Pozostaje mieć nadzieję,
że katastrofa z Kamienia Pomorskiego da impuls do faktycznych zmian. Osobiście
uważam, że prócz nieuchronności kar (co jest bolączką polskiego systemu
sprawiedliwości nie tylko w kwestii jazdy po pijanemu) najważniejsze jest
postawienie na edukację. Trzeba skupić się na walce z przyzwoleniem społecznym
wśród Polaków na wsiadanie pod wpływem alkoholu do samochodu w roli kierowcy.
Bo żadna kara, żadne przepisy nie będą skuteczne w połączeniu ze zmianą
myślenia wśród zwykłych obywateli. Warto też pamiętać, że wbrew pozorom alkohol
nie jest głównym powodem wypadków na drogach. Według statystyk tylko kilka
procent wypadów było związanych z alkoholem.
Jako że
kwestia jazdy po pijanemu samochodem jest częścią całego systemu bezpieczeństwa
w ruchu drogowym, to nie można zapominać o wielu innych jego elementach. Stąd też
tematyka dzisiejszego wpisu: jak wyglądają drogi w Norwegii i czy warto korzystać
z norweskich rozwiązań dotyczących bezpieczeństwa na drogach?
Gdy
mowa jest o tym jak wygląda system bezpieczeństwa w ruchu drogowym w
Skandynawii, często mówi się o grożących za wykroczenia karach, a zapomina się,
że są one jedynie częścią istniejącego układu, który zawiera dużo więcej
elementów. Jak to dokładniej wygląda? Po miesięcznym wypadzie do Norwegii, w
trakcie którego przejechałem 3 tysiące kilometrów po tym pięknym kraju, tak mogę
opisać norweskie drogi.
Zacznę
od tego, iż nie uważam, aby tzw. kultura jazdy w Norwegii stała na wysokim
poziomie. Wydaje mi się, że wielu norweskich kierowców nie słyszało o czymś
takim jak kierunkowskaz, a także nie wie, że istnieje instytucja wpuszczania
innych samochodów. Na jednym ze skrzyżowań jeden samochód stał 10 minut, aby
skręcić w lewo i nikt nie wpadł na pomysł, żeby go wpuścić. W Polsce jeszcze
nigdy mi się to nie zdarzyło. Przy tym trzeba zaznaczyć, że skrzyżowań jest
mało, szczególnie w miastach wiele jest rond, trend widoczny również w Polsce. Skrzyżowania
w większych ośrodkach miejskich najczęściej są wyposażone w sygnalizację
świetlną. Co warto podkreślić: stosuje się system dopasowania świateł, który
się świetnie sprawdza.
Znaczącą
różnicą między polskimi i norweskimi drogami jest jakość nawierzchni. Jeśli już
da się do czegoś przyczepić, to w Norwegii zdarzały się koleiny, ale bardzo
trudno trafić na jakąkolwiek dziurę. Chyba że akurat trwa wymiana asfaltu, co się
zdarza. Mimo panujących w tym kraju warunków klimatycznych trzeba przyznać, że
nawet daleko od głównych tras jak już asfalt został położony, to jest on dobrej
jakości. Kolejna różnica to dobre oznakowanie i trafnie dobrana prędkość.
Pomijając znany fakt, iż w Norwegii jeździ się wolno, to w przypadku
dodatkowych ograniczeń na danym fragmencie trasy w większości przypadków są one
słuszne. Nie stosuje się polskich rozwiązań typu „dwupasmowa droga i
ograniczenie do 50 km/h”.
Ogromne
znaczenie dla bezpieczeństwa w ruchu drogowym odgrywa niemalże brak przejazdów
kolejowych. W większości przypadków dla torów buduje się wiadukty, co również
wpływa na płynność jazdy. Pasy w wielu miejscach są wymalowane na żółto, dając ich
lepszą widoczność po zmroku. Kolejnym ważnym rozwiązaniem jest duża ilość
ograniczeń wyprzedzania, a ponadto tam gdzie się da jezdnie są oddzielone
barierkami lub pasami zieleni. Eliminuje to do minimum częstotliwość
występowania zdarzeń czołowych, najbardziej tragicznych w skutkach.
Wymienione
norweskie rozwiązania są dostosowane do panujących warunków klimatycznych, do
specyfiki kraju, a kilka z nich na pewno mogłyby przyjąć się również w Polsce.
Pamiętajmy przy obecnie trwających dyskusjach na temat pojedynczych sposobów
rozwiązania problemu pijanych kierowców, że na bezpieczeństwo w ruchu drogowym
składa się mnóstwo elementów i musza one tworzyć jedną całość. Co da
zwiększenie kar, gdy za tym nie pójdzie edukacja obywateli, a w społeczeństwie
będzie pokutowało myślenie, że i tak sankcja nie jest nieuchronna? Pewnie kilka
punktów procentowych zyskają politycy, ale nie rozwiąże to sprawy.